Czuję się oderwany i mam
wrażenie, że nikt nie będzie w stanie tego zrozumieć.
Czuję, wyczuwam to dogłębnie
każdą cząstką mojego ciała, w każdej fałdzie mózgu, co mi tak drży z
przerażenia, że nie jestem z tego świata. Że zasady moralne, że ich brak tutaj –
to jest dla mnie obce i dziwne, i nie mogę się z tym pogodzić, nieważne jak bardzo
próbuję. Że nigdy się nie wpasuję w tę rzeczywistość. Że moja wrażliwość jest
daleka od wrażliwości innych żyjących. Że czuję za mocno i za dużo na raz.
Myślę o momencie, kiedy
przyszło mi spuścić kleszcza w toalecie. I oczywiście, to robak żerujący na
ciałach moim i moich bliskich, więc to była pewnego rodzaju samoobrona. Ale
potok myśli, jaki napłynął do mojej głowy wtedy, podczas zawijania tego
paskudnego pajęczaka papier, podczas wrzucania go do sedesu na pewną śmierć –
ten potok był intensywny i dziwaczny. Najpierw nadszedł żal, niezrozumienie dla
życia i jego końca, nadeszła zaduma nad tym, że przecież jestem ja i jest ten
kleszcz, obaj żyjemy swoimi żywotami i robimy wszystko, by przetrwać. Kim
jestem, by móc odebrać mu jedyne istnienie, jakie on posiada? Kim jestem, by
nacisnąć tę spłuczkę? A on się bał i chciał uciec, mechanicznymi niemal ruchami
lgnął do krawędzi papieru w poszukiwaniu schronienia. Był sam i był przerażony,
bo czuł, że dzieje się coś złego.
A potem pojawiła się inna
emocja, potem pojawiło się naciśnięcie spłuczki. I wszechobecne uczucie, że oto
jestem, niemal wszechmogący, obdarowany zdolnością kończenia istnień,
obdarowany też siłą, by tworzyć nowe. Jestem bogiem i katem. Jestem ostatnią
żywą istotą, jaką ujrzy i poczuje to stworzenie. Czułem, jak narasta we mnie ta
moc, jak się piętrzy i napływa mi pianą do ust. Potrafię panować nad
stworzeniem wszelakim.
Zapadłem się wtedy w dziurę
tej nieskończoności, ciało moje stojące w miejscu tak trywialnym, jak łazienka,
a umysł spadający na samo dno tych obrazów i myśli. I każda akcja, każde
posunięcie wywołują we mnie ten natłok przemyśleń, analizę całej
rzeczywistości. Nigdy nie jestem organizmem samym w sobie, ja zawsze jestem
wszystkim dookoła; jestem wszystkim, co mogło się stać, a się nie stało. I
czuję, że mimo że to piszę, mimo że wypluwam te słowa z umysłu, nie potrafię
przekazać w pełni tego dziwnego przeczucia, stanu nieskończoności, w jakim się
znajduję. Czuję, że to coś pradawnego.
Jeśli mogę zabić i mogę
powołać do życia, to… jak wiele mogę? Mogę więcej i więcej, i więcej, mogę
tyle, na ile sobie pozwolę. Bóg-architekt, bóg-niszczyciel. Jestem chrząszczem
uśmierconym na leśnej ścieżce i mrówkami, które go zjadają.